Przez ostatnie sześć lat jestem mamą, a właściwie nie mamą, a Matką Polką, która próbuje ogarnąć dom, dzieci, pracę własnymi rękoma.
Często sama, bo mąż w rozjazdach. Przez ostatnie lata, choć szczęśliwa z faktu bycia mamą dla dwóch skarbów, nie miałam przestrzeni dla siebie. Zagoniona między sprzątaniem, praniem, gotowaniem, prasowaniem, zabawą z dziećmi, nie miałam siły, aby nad czymś w spokoju pomyśleć, posłuchać swojego wewnętrznego głosu, który kwilił i szlochał, bo wciąż był zagłuszany.
Jedyne marzenie zmęczonej matki to wyspać się i nie musieć w nocy wstawać.... często jednak marzenie nierealne.
Przez ostatnie lata przeczytałam mało książek w całości, bo wieczorami nie było siły, a w ciągu dnia, szkoda było czasu, niestety...mało obejrzałam filmów, przedstawień w teatrze ( poza tymi w przedszkolu), rzadko się spotykałam z koleżankami na kawę...bardzo rzadko...W natłoku spraw, odhaczałam tylko na liście, co zrobione, a co jeszcze nie...
A ulubionym momentem dnia był wieczór, kiedy dzieci zasnęły. Do dziś jest. Uwielbiam na nie patrzeć, kiedy śpią...
Ale ile można tak żyć, dając się pochłonąć niemal w całości obowiązkom macierzyństwa?
Dziś spotkałam się na kawie ( w prawdziwej kawiarni, a nie w domu !) z koleżanką z ogólniaka. Minęło mnóstwo czasu od ostatniego spotkania, więc miałyśmy sporo tematów do omówienia. I w trakcie spotkania uświadomiłam sobie, że wreszcie wracam do siebie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz