wtorek, 14 lutego 2017

Miłość wszystko przetrzyma...

Dziś Walentynki, więc nie mogę  pominąć ważnego w naszym życiu tematu, jakim jest miłość.
Uczucie czy stan, postawa czy emocje? Jakkolwiek byśmy to nazwali, jedno jest pewne, każdy potrzebuje miłości. Jesteśmy tak zaprojektowani, że bez niej o wiele trudniej żyć.


Św. Paweł w Liście do Koryntian już podał nam piękną, choć zarazem trudną do realizacji definicję miłości. Prawdopodobnie wszyscy ją kiedyś słyszeliśmy, a może doskonale znamy.
Akurat kilka dni temu miałam okazję odświeżyć sobie ten tekst. A okazja nie byle jaka, bowiem 50-lecie ślubu moich osobistych rodziców. Podczas mszy odczytałam czytanie, właśnie Hymn o miłości.
Dziś zatrzymam się nad jednym zdaniem z tego tekstu, niemal ostatnim, które szczególnie wryło się w moją pamięć. Miłość wszystko przetrzyma... To bardzo niepopularne we współczesnym świecie.




Patrząc na życie moich rodziców, mogę stwierdzić, że jednak coś w tym jest. Życie bowiem nie szczędziło im trudnych chwil... Pobrali się w 1967 roku, w czasach PRL u, kiedy trudno było o wszystko, mieszkanie, żywność, papier toaletowy, meble, sprzęty agd....
 Ich wspólne życie było (nadal jest) naznaczone chorobą zwłaszcza mamy, która mając dwadzieścia kilka lat zachorowała na jamistość rdzenia. Choroba niemal nieuleczalna w tamtych czasach,szybko za to postępująca. Mama zmienia szpitale, zatrzymując się na dłużej w klinice w Warszawie. W domu, na Pomorzu, pozostawia tatę z maleńką moją siostrą.Tak trwają... Miłość wszystko przetrzyma....




Kilka lat po niemal cudownym wyzdrowieniu mamy pojawiam się na świecie ja. Po powrocie do domu ze szpitala, mama dostaje popołogowej gorączki. Wraca na oddział. Tata zostaje z noworodkiem i moją siostrą w domu....Trzeba sobie radzić. Trochę rodzina pomaga.
Mijają dni, tygodnie, lata... W przeddzień komunii kuzyna ulegam oparzeniu II st., leżę w Akademii Medycznej w Gdańsku. Mam 2 lata. Nie wiem, co robią moi rodzice w tym czasie, ale z pewnością się denerwują, stoją za wielką kratą szpitalną, nie są ze mną.

 Dwa lata później mama ma zawał, w wieku 35 lat. Pamiętam, jak zabiera ją pogotowie. Stoję z twarzą przyklejoną do szyby i  patrzę przez okno.  Pamiętam odwiedziny w szpitalu.  Z nami dwiema w domu znów tylko tata .. trzeba sobie radzić...miłość wszystko przetrzyma...






 Zimne, małe  szczytowe na parterze mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, gdzie mama nabawia się astmy. Ja mam wadę serca; skromny budżet domowy, bo mama na rencie, niezdolna do pracy. Wzloty i upadki. Żadnych wyjazdów na wakacje, wczasów, ładnych ubrań.
 Stan wojenny. Siostra nie może zrealizować marzenia o szkole muzycznej II st, bo jest w innym mieście, a w kraju może wybuchnąć wojna domowa. Jaruzelski często, w czarno-białym telewizorze, straszy swoimi wypowiedziami.  Niektórzy uciekają z kraju, jeśli mają rodzinę w  np. RFNie. My nie mamy.U nas bieda, wyłączanie prądu, prawdziwe zimy z -20....trudny czas. Miłość wszystko przetrzyma...

 Gdy miałam 6 lat, tata założył pasiekę. Ma ją do dziś. Mamy własny miód !
 Nastają lata nieco lepsze. Zdrowsza mama zaczyna zaoczne studia w Bydgoszczy, tata wcześniej kończy swoje w Olsztynie...znajduje się nowa praca, potem lepsze, większe mieszkanie na kredyt ( choć reforma Balcerowicza nam nie pomaga).
Gdy mam 12 lat  siostra wychodzi za mąż, wyprowadza się, dom nieco pustoszeje...  Za to ja mam swój pokój, z czego jestem bardzo dumna! Stabilizacja. Mama studiuje mądre księgi, tata pracuje, ja się uczę. Ładne mieszkanie w centrum miasta... WSZYSTKO gra. Niedługo.

Nowotwór.  Mama w szpitalu. Wszystko się wali... Operacje, tony leków, na które ledwo pieniędzy starcza...Ale trzeba sobie radzić...miłość wszystko przetrzyma...Mijają dni, tygodnie, lata... wzloty i upadki. Kolejne pobyty mamy w szpitalu, wysiękowe zapalenie płuc, ledwo odratowana, ale to silna kobieta, nie do zdarcia!





 Moja matura, dyplom w szkole muzycznej, rodzinna mobilizacja. Egzaminy, potem wyjazd na  studia. Rodzice zostają sami...
 Syndrom opuszczonego gniazda... Naturalna kolej rzeczy...
Tata podupada na zdrowiu, niedotlenienie mózgu, kłopoty z pamięcią.
Mój ślub, przyjście na świat dzieci, wspólne święta- dziadkowie szczęśliwi.
 Oboje posuwają się w latach, mają swoje problemy zdrowotne, operacje, szpitale...itp...itd...
Historia życia, jakich wiele. Ale jestem za nią wdzięczna! Pięćdziesiąt lat razem!

Rodzice doczekali się czworo wnucząt i dwoje prawnucząt.
 Pięćdziesiąt lat to dla mnie niewyobrażalnie długo! ( ja dopiero dziesięć) Cała wieczność, a tak szybko zleciała...


Miłość wszystko przetrzyma...  i jak w to nie uwierzyć?

Wszystkim życzę takiej miłości...