poniedziałek, 22 września 2014

Właśnie dzieci zasnęły, wreszcie mam chwilę dla siebie. Czyli czas na posprzątanie mieszkania po wieczornej zabawie, kuchni po całym niemal dniu, łazienki po kąpieli dzieci... I zaraz padnę spać. Nie odespałam jeszcze nocy sobotniej w szpitalu, podczas której starszy synek miał zabieg. Niespodziany, z zaskoczenia, a niemal w ostatniej chwili.
Już zdążyłam przywyknąć, po blisko trzech latach bycia żoną pływającego męża, że muszę być twarda, radzić sobie w każdej sytuacji. Bo kiedy go nie ma, przecież nie rozpłaczę się, nie uciaknę od problemów. Chcę być oparciem dla dzieci.
No więc sobie radzę. Nawet całkiem dobrze. Ale czasem bywa trudniej, wtedy gdy dziecko zachoruje albo zepsuje się samochód lub pralka/ lodówka, a przecież nie psuje się to, gdy jesteśmy razem, tylko kiedy zostaję w pojedynkę. ☺