poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Pierwszy dzień nowego życia blondynki ( po 40 stce)

Dzisiaj są moje urodziny, które obchodzę bez rodziny. 
Daleko, wysoko wśród manowców, w pokoiku na wieży hangaru dla szybowców.
 Zupełnie tu nieźle jest mi, organki mi służą do gry. 
Na twarzy obeschły już łzy, już  warg nie zagryzam do krwi.
 Niech żyje Ziemia, niech żyje Niebo!
                                                                                                     [ Stare Dobre Małżeństwo, Urodziny]

https://www.youtube.com/watch?v=2Lb4oqmtZuM



Zawsze myślałam, że czterdzieści lat, to poważny wiek. Siwe włosy, zmarszczki, spódnice do pół łydki i okulary do czytania, bo ręki zaczyna już brakować.
 Gdy, jako mała dziewczynka, oglądałam perypetie bohaterów Czterdziestolatka, świat dorosłych wydał mi się odległy niczym kosmos. 

A to już! Kosmos został osiągnięty! Zdobyty, bez wychodzenia z domu.

Z moim przyjściem na świat było trochę zamieszania. Urodziłam się trzy tygodnie przed terminem. Była Niedziela Palmowa. Zimno, śnieg, chlapa. Moja mama w sobotę wieczorem zaczęła odczuwać bóle, prawdopodobnie wskutek sprzątania po stolarzu, który wykonywał półki. Całą noc mama prasowała ubranka, przygotowywała jedzenie dla taty i siostry. W niedzielę, gdy skurcze były już regularne pojechali do szpitala. Tam na izbie przyjęć została przyjęta, ale na oddziale u góry nie.  Tata zdążył wrócić do domu, o niczym nie wiedząc ( nie było telefonów komórkowych).  Natomiast mama poszła do autobusu. Jednak do niego nie doszła, w połowie drogi odeszły wody. Gdy tata dowiedział się, że mamę nie przyjęli na oddział i odesłali do domu, zadzwonił do ordynatora- Ryszarda, w dniu jego imienin. Mama była wcześniej jego pacjentką, więc znał sytuację. Gdy ordynator dotarł do szpitala, zrobił się wielki ruch wokół rodzącej mamy. Dostała nawet osobny pokój z łazienką, co z 1977 roku było wyjątkowym luksusem. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby lekarz nie przyjechał.

Zatem przyszłam na świat i już byłam pod dobrą opieką. Na szczęście nie urodziłam się w autobusie.  Mimo pomocy ordynatora mama poród wspomina źle.Traktowanie kobiet rodzących w tamtych czasach było okropne.  Zero szacunku, zero empatii, nie mówiąc już o środkach przeciwbólowych. Dobrze, że te czasy  już minęły.

Dzisiaj są moje urodziny- te słowa piosenki SDM towarzyszą mi od chyba dwudziestu pięciu lat, co roku. Uwielbiam tę liryczną opowieść. 
I choć nie spędziłam dzisiejszego dnia na wieży dla szybowców, a na molo w Sopocie, nadal czuję ten zew włóczęgowski i potrzebę wzniesienia się ponad ziemię. Jak wtedy, gdy mając piętnaście lat, usłyszałam tę piosenkę po raz pierwszy.... Czas leci, życie przynosi różne doświadczenia. 
Czterdzieści lat dla kobiety, to uważam, świetny czas. To początek wielu inicjatyw. Moment stabilizacji, bezpieczeństwa i rozwoju. Dopiero teraz dokładnie wiem, czego chcę, a czego nie chcę. Czemu poświęcać swój czas, a na co go nie tracić. Jak załatwić wiele spraw, czego nie wiedziałam jeszcze dziesięć lat temu.  Potrafię zadbać o siebie i siebie doceniać. I choć czasem stoję na rozdrożu, mam w sobie spokój potrzebny do rozsądnego działania. Nie ponagla mnie strach, że nie zdążę.
zrobiłam już listę priorytetów i wiem, do czego teraz zmierzam.
Mając rodzinę, która jest zazwyczaj celem człowieka, dom i pracę, mogę nareszcie myśleć o realizacji marzeń, tylko moich, nie męża i dzieci. 
Czasem potrzebuję samotności, której jeszcze dziesięć lat temu się bałam. A teraz wiem, że tylko w chwili wytchnienia od codziennych obowiązków mogę stworzyć coś własnego, tekst, bajkę, melodię lub myśl. Nie biegnę wszędzie tam, gdzie mnie zawołają. Zastanawiam się, czy chcę... I jeśli chcę, zostawiam po sobie jakiś ślad. Dla potomnych :)

Może trochę odczuwam różnicę w drogerii, kiedy patrzę na półkę z kremami 40 + i gdy w księgarni oglądając książki, czytam notatkę o sukcesach młodszych ode mnie autorów... Lecz mówię sobie, że każdy ma swoją drogę i swój czas... Moja jest akurat taka, jaka jest...:)

Myślę, że może czas zmienić urodzinową piosenkę, porzucić  już  młodzieńcze niepokoje.  
A życzyć mogę sobie na kolejne czterdzieści  lat tego, o czym śpiewała moja ulubiona Maryla Rodowicz.

 Trzeba mi wielkiej wody, tej dobrej i tej złej na wszystkie moje pogody,
 niepogody duszy mej(...)
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź, 
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności 
i gdzie muzyka gra, muzyka gra....
nie daj mi Boże, bron Boże skosztować,
 tak zwanej życiowej mądrości, 
dopóki życie trwa,
póki życie trwa(...)
                                  [ Maryla Rodowicz, Wielka woda]


https://www.youtube.com/watch?v=xsBOOMlq8c4



A jak wy obchodzicie lub obchodziliście swoje 40 urodziny?






5 komentarzy:

  1. Przede wszystkim - NAJLEPSZEGO ! :)

    Ja w tamtym roku osiągnęłam pułap 30 - ale nie czuję w związku z tym żadnej zasadniczej różnicy :) Nadal jestem tak samo nieogarnięta i mam w sobie tyle samo dziecka, co przedtem - także pełna powaga i absolutna stabilizacja chyba nigdy mi nie grozi ;)

    Najważniejsze jest to, jak człowiek się czuje - a nie to, ile lat wskazuje jego metryka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze trochę mi brakuje do czterdziestki ;)
    Życzę wszystkiego dobrego i żebyś zawsze była taka uśmiechnięta !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak piszesz - niech się zacznie Nowe Lepsze Życie! ;). To zabawne, ale ja też od 1 klasy LO składałam sobie życzenia w pamiętniczku za pomocą wiersza-piosenki Stachury "Dziś są moje urodziny..." I zawsze towarzyszyło mi przy tym uczucie smutku ( choć wtedy naprawdę miało się przed sobą całe życie!) może dlatego, że wiedziałam jak skończył ten który to napisał ;). Może masz rację ,że czas zmienić piosenkę urodzinową, mam czas do grudnia by nad tym się zastanowić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego najlepszego🎂🎂🎂🎂🙂❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Napiszę ci za rok, po swoich urodzinach ;0

    OdpowiedzUsuń